sobota, 8 lutego 2014

Moja biblioteczka: "Wieża z klocków" Katarzyna Kotowska

"Wieża z klocków" to tytuł , który zawsze jako pierwszy pojawia się na hasło "książki o adopcji".

Katarzyna Kotowska w tej krótkiej książeczce opisała całą drogę, jaką przeszła - od bólu niepłodności po adopcję dwuletniego Piotrusia i wspólne z nim życie. 

Opis życia z adoptowanym dwulatkiem, problemów, z którymi biologiczne matki nigdy się nie zetkną, chwyta za serce. Bo jak rozmawiać  z innymi mamami w przedszkolu o chorobie sierocej, o chorobach z  niekochania? O tym, że dziecko nie chce wsiąść do samochodu, bo samochodem przyjechało do domu dziecka. Że dziecko po nocy spędzonej u babci, przez miesiąc budzi się z płaczem, bo tej nocy nie było z nim mamy? Nie da się. To rozumieją tylko mamy adopcyjne I być może zrozumieją to też wszyscy ci, którzy przeczytają "Wieżę".

W tej cudownej książeczce jest jednak jeden zgrzyt, który mnie drażnił, jak paproszek w oku. Czytając tą książeczkę miałam wrażenie, że pani Kotowska nigdy się nie pogodziła ze swoją niepłodnością. Nie mogłam się odgonić od myśli, że Piotruś był tylko nagrodą pocieszenia. Dzieckiem awaryjnym zamiast tego, którego ona nigdy nie urodzi. Nie podobały mi się sugestie, że prawdziwą kobietą można się stać tylko przez ciąże i poród. Nie kupuję tego. 

Niepłodność to ogromna trauma, kto tego nie doświadczył, nigdy się nie dowie jak duża. I bardzo ciężko się z tej traumy wyplątać. Mam jakieś takie wewnętrzne przekonanie, że zanim człowiek się podejmie walczyć z demonami porzuconego, niekochanego dziecka z DD, powinien najpierw pokonać własne. Ja moje demony zabiłam zanim poszłam w ośrodka. A demony autorki niestety widać z każdej kartki książki. 

Mimo wszystko - 'Wieża z klocków" to lektura warta polecenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz